Menu |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Oglądaj nas także na youtube: www.youtube.com/watch
Być może niektórzy z lekką pogardą myślą o wyjeździe w Góry Sowie. I faktycznie pod względem wysokości czy trudności są to pagórki dostępne naprawdę dla każdego. Ale wyjątkowo tym razem wysokość, dystans ani trudność nie były naszym motywem przewodnim. Po dosyć intensywnym sezonie zimowym i przed niemniej ekscytującym sezonem jesiennym chcieliśmy złapać oddech. Tym bardziej, że po pierwsze panował niemiłosierny upał, a po drugie w składzie była oferma z Karba, o wyczynie której więcej można poczytać w zakładce Kościelec 
Przygodę rozpoczęliśmy od grupowych zakupów i wyjazdu z Poznania ok. godz. 22, odebraniem członka grupy z wrocławskiego dworca ok. 1 i dotarciu na miejsce ok. 3.30 nad ranem. Pierwszym wyzwaniem był podjazd pod schronisko Orzeł w Sokolcu, mimo iż utwardzony to bardzo stromy, co sprawiło sporą trudność naszemu samochodowi. Jednak niechęć wnoszenia całego majdanu na górę dodała silnikowi skrzydeł i po kilku próbach udało się osiągnąć zamierzony cel - Schronisko Orzeł.

Po tym morderczym dotarciu na miejsce rozbijamy się na polanie i na kilka godzin pogrążamy w śnie Noc była dosyć chłodna, ok. 7 C, ale za to pełna emocji, gdyż obudziliśmy się otoczeni przez stado baranów.

Były one zaskoczone naszą obecnością w równym stopniu co my ich. Ok. godziny 8 byliśmy już na nogach i wstawiliśmy caffeterię czyli najniezbędniejszy z niezbędnych sprzęt biwakowy. Warto w tym miejscu wspomnieć, że przy posiadaniu kawy, mleka, cukru, soli, trzech rodzajów sera, wytrawnego wina (w ilości zawsze za małej), słynnego szampana brzoskwiniowego, różnych rodzajów bułek, sałatki jarzynowej, konserw rybnych i nawet domowych muffinów z wisienkami taki drobiazg, jak brak ognia o mało nie zniweczył naszego ambitnego planu śniadania na świeżym powietrzu. Moi Drodzy! Ogień Ogień Ogień!
Po posiłku godnym królów, pokrzepieni kofeiną i cukrem, po zapoznaniu się z mapą oraz bezproblemowego skorzystania z toalety w schronisku, ruszyliśmy na szczyt zaliczany do Korony Polski – Wielką Sowę 1015m. Trasa biegnie szlakiem czerwonym i ma ok. 2 km. Wejście powinno zająć przeciętnemu piechurowi ok. 40 min., jednak obecność inwalidy poruszającego się o dwóch kulach wydłużyła ten czas niemal dwukrotnie.
Po drodze zatrzymaliśmy się w schronisku Sowa na piwie pieprzowym. Warto! Podejście na wierzchołek w dwóch miejscach biegnie nieco stromiej po nierównych kamieniach, ale zasadniczo nie sprawia większych problemów.
Następnego dnia obudziło nas palące słońce. Zwyciężając zimną noc, rozpoczęliśmy leniwy poranek .
Z baranami w tle.

Aż nagle zaświtała nam ta złowieszcza myśl, aby jednak coś zdobyć! Z powodów sentymentalnych zdecydowaliśmy się na Jedlińską Kopę, która niczym szczególnym się nie wyróżnia. Autem podjechaliśmy do Głuszycy, zaparkowaliśmy nad obleganym ze względu na upał zalewem, gdzie upośledzony ruchowo członek zespołu pozostał na dole i chłodził nogę w mile szemrającym ruczaju. Reszta pełna sił i nadziei ruszyła niebieskim szlakiem przed siebie.
Po powrocie z Kopy jednogłośnie stwierdziliśmy, że przy utrzymującym się upale nie pozostaje nam nic innego, jak tylko zejść do podziemia. Ruszyliśmy więc do pobliskiej Ossówki 
|
|
|
|
|
|
|
Dzisiaj stronę odwiedziło już 25 odwiedzający (71 wejścia) tutaj! |
|
|
|
|
|
|
|